Kolejny dzień i moja męka zaczęła się od nowa (o pierwszym dniu chodzeniu po górach, tutaj). Na szczęście na początku było najgorzej, potem już coraz lepiej.
Przełęcz Mebtak La 3750 m n.p.m.
Aby wejść na szlak, przeszliśmy przez całą wioskę.
Następnie trasa wiodła od razu do gór. Po krótkim czasie, idąc otwartą przestrzenią dotarliśmy do przełęczy Mebtak La 3750 m n.p.m., oznaczonej licznymi flagami modlitewnymi.
Idąc, wciąż oglądałam się za siebie. Chociaż widoki zbliżone do wczorajszych, to nadal wprawiały w zachwyt.
W Górach Tęczowych
Następnie szlak wiódł trochę w dół, i dotarliśmy do terenu wypełnionego mnóstwem kamieni i głazów, koloru rudego, wpadającego w ciemny brąz.
Na tym obszarze nie ma drzew, więc upał dawał się we znaki. Mogliśmy się chronić jedynie obok ścian skalnych. W tym miejscu tęczowy kolor gór był najbardziej widoczny. Świetny widok aż po horyzont. Kolory pastelowe, sporo różowego, odcienie zielonego. Towarzyszyły nam na całym odcinku. Nie tak wyrazistej barwy jak te na Islandii, bardziej wyblakłe.
Czemu trudno się dziwić w takiej temperaturze. Potem trasa wiodła dość ostrą i bardzo wąską ścieżką do góry, trawersując zbocze.
Przełęcz Logona La
Po dłuższym czasie dotarliśmy do kolejnej przełęczy Lagona La. To miejsce bardzo mi się podobało. Z przełęczy można było wejść na okoliczne szczyty sięgające 4 tyś m. n.p.m. Szukaliśmy tego najwyższego. Poza tym pogoda dopisała i widoki ciągnęły się aż po horyzont.
Koniec trekkingu w drugim dniu, wioska Temisgam
Podobnie jak dzień wcześniej, także i teraz po osiągnięciu najwyższego szczytu rozpoczęliśmy schodzenie w dół, do wioski Temisgam.
Wioska była mniej urocza i bardziej cywilizowana niż poprzednia. Wynikało to z tego, że akurat budowano tam drogę. Wszędzie było pełno kamieni, żwiru i mnóstwo robotników, też z kolorem szarym na twarzy. Przykre było to, że nawet nie mieli żadnych masek na nos i usta, a okolica spowita była szarym pyłem.
Na wejściu przywitały nas oczywiście gompy, flagi i kołowrotki. Dodatkowo nad miasteczkiem górował spory klasztor.
Naszemu Przewodnikowi ponownie, jak dzień wcześniej chwilę czasu zajęło znalezienie miejsca na nocleg. Byłam ciekawa jaki będzie tym razem. A jaki był, tutaj.
Trekking, dzień trzeci w górach Temisgam – Nur La
Po śniadaniu, bez zbędnej zwłoki udaliśmy się w dalszą drogę. I był to najmniej atrakcyjny widokowo odcinek. Początkowo w wiosce szliśmy asfaltową drogą.
Potem droga biegła wzdłuż wartkiego strumienia, który jak się okazało musieliśmy przekroczyć, po dość wąskiej i chybotliwej kładce.
Niestety poprzednio nasz szlak wiódł w pewnej odległości od drogi, tym razem nie było innej możliwości i musieliśmy iść drogą. Owszem były fragmenty gdzie mogliśmy sobie skrócić trasę ale raz, że było to dla mnie zbyt męczące, a dwa sypkie żwirowisko wprost uciekało spod nóg.
Gdy weszliśmy już na samą górę. Krajobraz trochę się zmienił. Zniknęły zielone drzewa z doliny, a pojawiły się szczyty, ponownie koloru piaskowego. Tym razem coraz ciemniejsze i im bliżej zejścia tym były coraz bardziej ciemne.
Tym razem nie było również przełęczy, szliśmy jakby dolinką. Potem droga zmieniła się w bardziej pagórkowatą, a na koniec sprowadziła nas w dół dość ostrym zejściem, wprost w wody Indusu.
Stamtąd odebrał nas samochód i zawiózł na rafting. O którym w kolejnych wpisach.
I tak zakończył się nasz trzydniowy trekking. Uważam, że trasa, którą szliśmy stanowiłaby świetny początek dłużej przyjaźni ze szlakami Ladakhu dla nas i dla osób, które miałyby więcej czasu na eksplorację.
Filmy z Ladakh na YouTube
Ladakh, sierpień 2019