Maratony górskie w Dolomitach – Cortina Skyrace

Skyrace

Maratony i ultramaratony rok rocznie przyciągają uczestników z całego świata. Gwarantują wysoki poziom organizacji oraz z uwagi na poprowadzone trasy, równie wysoki poziom adrenaliny ale również i zmęczenia. Ambicja mierzy się z rozsądkiem. Biegacze, podobnie jak Himalaiści muszą decydować czasami na ostatnich kilkunastu metrach biegu, czy jeszcze mogą powalczyć o jego ukończenie (zdobycie szczytu), czy jednak racjonalizm bierze górę i trzeba odpuścić, zachowując zdrowie (dla Himalaistów czasami i życie). Z tym rozsądkiem różnie bywa…gdy meta (szczyt) znajduje się kilka kroków przed nami 🙂

Do wyboru są cztery rodzaje biegu:

  • 120 km – Lavaredo Ultra Trail – jak dla mnie najwyższa forma szaleństwa 🙂

Najszybsza zawodniczka 14 godzin! https://www.ultratrail.it/en/path.html

  • 80 km – UltraDolomites – rowerem to czemu nie 🙂

Najszybsza zawodniczka 9 godzin! https://www.ultratrail.it/en/ultradolomites-path.html

  • 48 km – Cortina Trail – czemu nie 50?? 🙂

Najszybsza zawodniczka 5 godzin! https://www.ultratrail.it/en/results-cortina-trail.html

  • 20 km – Cortina Skyrace – bardzo podoba mi się nazwa tego biegu 🙂

Najszybsza zawodniczka 2 godziny bez 2 minut – magia!

https://www.ultratrail.it/en/cortina-skyrace-path.html

Trasę tego ostatniego my przeszliśmy trekkingowo, zajęło nam to ok 6 godzin….

Dojazd

Aby przejść zaplanowaną trasę , trzeba dojechać do Cortiny d’Ampezzo. Z Pieve di Cadore należy jechać główną trasą numer SS51 i dojechać do Centrum tego miasteczka. Następnie trafić na ścieżkę rowerową prowadzącą za Cortinę.

Szlak należy do prostych, nie ma po drodze ekspozycji, stromych trawersów i podejść.

Dane podstawowe

Długość szlaku z Cortiny do Cortiny – 20 km.

Czas przejścia – ok 6 godzin. Chyba, że tak jak ja, po drodze robimy sporo zdjęć i kontemplujemy okoliczności przyrody, wówczas trzeba doliczyć troszkę więcej.

Numery szlaków – 218, 211, 204, 205, 206, 209

Szczegóły podejścia

Z centrum Cortiny podążamy ścieżką rowerową. Po ok 1,7 km mijamy po prawej stronie dużą bramę wjazdową do Centrum Medycznego. Maszerujemy kolejne 700 m i odbijamy w prawo w las.

Ścieżka wiedzie do góry, początkowo dość stromo, potem troszkę się wypłaszacza, jednak po kilkunastu metrach staje się wąska i zaczyna trawersować zbocze. Na szlaku można nawet spotkać górska kozicę 🙂

Olbrzymy na horyzoncie

Po około 2 km kończy się obszar lasu i wkraczamy w kosodrzewiny. Pasmo Pomagagnon z najwyższym szczytem o tej samej nazwie oraz okolicznymi, niewiele mniejszymi towarzyszami, rośnie w oczach. Najwyższy, osiąga wysokość 2450 m n.p.m.. Masyw skalny zdecydowanie zaczyna przytłaczać. Patrząc przed siebie nie widać niczego innego tylko te olbrzymy.

Natomiast oglądając się za siebie możemy podziwiać kompleks szczytów Tofana, Tore i Cima, większość sięga ponad 3 tyś m n.p.m. Widać, że nad nimi zaczyna się chmurzyć.

Trochę płaskiego

Kontynuując wejście, po około 4 km szlaku pnącego się wciąż do góry, w końcu docieramy do ścieżki skręcającej w prawo. Kolejne 2 km to wędrówka płaskim szlakiem u stóp olbrzymów, jakby z powrotem do punktu wyjścia.. Trasa jest ciekawa i nareszcie przed oczami rozciąga się coraz piękniejszy widok.

Teraz widzimy szczyt Sorapiss, wznoszący się na wysokości 3205 m n.p.m i otaczające go szczyty, wszystkie wyglądają majestatycznie w promieniach słońca. Inaczej sytuacja pogodowa wygląda koło nas i za nami. Zrobiło się nawet szaro, a godzina jest dopiero lekko popołudniowa. Za plecami chmury zawisły nad szczytami i przybierają barwę mocno granatową. Słychać pomruki nadchodzącej burzy.

Dynamiczna pogoda

Jak to w górach bywa, najpierw trzeba wejść aby zejść ale potem jednak znów do góry. Nie inaczej jest i tym razem. Po dość krótkim odcinku w dół, podczas, którego w końcu dogoniły nas chmury i złapała ta burza z deszczem, znów przyszedł czas na podejście.

Wiemy, że to będzie ostrzejsze i dlatego krótka przerwa na posiłek, napoje i do góry.

Ostatnie podejście

Teraz do pokonania mamy ok 800 metrów aby dotrzeć na wysokość 2000 tyś. m n.p.m. Według mapy, czas przejścia tego odcinka to ok 45 minut. Burza owszem nad nami już jej nie ma ale dochodzące z oddali wyładowania nie dają o niej zapomnieć. Wychodzimy z lasu na otwarty teren, brniemy do góry wśród głównie kosodrzewin.

Ponieważ jest to szlak przeznaczony dla biegaczy, poza standardowym oznaczeniem co kilka metrów widać również pomarańczowe wstążki. Jednak w przypadku braku drzew, a za chwilę również i kosodrzewin, wstążki patrząc z dołu w kierunku, wydawałoby się biegnącej ścieżki, nie są już tak łatwo widoczne. Czasami stoimy i przez dłuższą chwilę szukamy z ciekawością wyznaczonego szlaku. Są momenty, w których widać wstążkę bardzo słabiutko-tak jest wysoko. Idziemy możliwie prężnym krokiem do góry.. krążąca burza pogania.

Liczę na to, że po osiągnięciu 2000 tyś m i jak się orientujemy przejściu na drugą stronę tej olbrzymiej formacji skalnej, burza już do nas nie dotrze.

Zanim jednak to nastąpi mierzymy się z ostrym podejściem. Kosodrzewiny się kończą i towarzyszą nam już jedynie trawy. Nawet bym powiedziała pięknie ukwiecone łąki. Różnorodność mniejszych i większych kwiatków jest ogromna. Kolorami fantastycznie kontrastują z soczyście zieloną trawką. Niebawem kończy się i trawa, szczyt zdobywamy szorując butami po żwirze koloru ecri.

Jest świetnie. Nieważne, że oddech już płytki, jest świetnie. Bajkowe krajobrazy na chwilę skryły się w chmurach, dlatego częściej można spoglądać na to co dzieje się pod nogami i obok. W końcu w towarzystwie silniejszych podmuchów wiatru oraz lekkiego deszczu docieramy do wąskiego przejścia. Można rzec w tym momencie przechodzimy na jasną stronę mocy. Zostawiając to co niekomfortowe za sobą – wymagające podejścia, wiatr, deszcz burzę i chmury, które przysłoniły słońce.

Po jasnej stronie mocy – Świat za Pomagagnonem

Jako, że wędrujemy już jakiś czas, liczyłam na obiad po ostatnich trudach, niestety obiad razem z Wojtkiem pognał do przodu. Na szczęście szlak po drugiej stronie góry to dość szeroka dróżka, biegnąca wciąż w dół. I poza tym drobnym szczegółem, niewiele się zmieniło, znów przed nami potężny masyw skalny-tym razem to kompleks Cristallo, z najwyższym szczytem o tej samej nazwie, wznoszącym się na wysokość 3 221 m n.p.m.

Na zboczach szczytu znajdują się trasy narciarskie oraz kolejki linowe.

My podążamy wciąż w dół. Z lewej strony Cristallo, a na wprost masyw Sorapiss. Szyja gdyby mogła kręciłaby głową dookoła. Podziwiając widoki schodzimy coraz niżej.

Tak, zdecydowanie tutaj biegacze mogą się rozpędzać, mknąc w dół i walcząc o dobre czasy.

Po drodze mijamy jeszcze fajny punkt widokowy z ulokowaną na nim ławeczką.

Zwierzęta w okolicach Cortiny.

Jakież było moje zdziwienie, gdy w zamyśleniu z każdym krokiem opuszczałam wysokość, schodząc w doliny i usłyszałam dźwięki dzwonków. Nie jednego tylko kilkunastu. Owszem, sami biegacze czasami przyznają, że zdarzają im się omamy wzrokowo-słuchowe, kiedy są w stanie wyczerpania…ale przecież ja nie biegam tylko idę-fakt, że może staram się wydłużać krok, jednak nie jest to absolutnie stan żadnego wyczerpania, który mógłby tłumaczyć te omamy.

I po kilkunastu metrach zagadka się rozwiązuje. Na szlaku pasą się po prostu krowy i byczki z uwieszonymi u szyi dzwonkami-nawet dzwonami. Jest ich kilkanaście, stąd tak daleko niosący się dźwięk.

Gdyby nie to, że wzbudziłam zainteresowanie jednego z byczków, uznałabym to spotkanie jedynie za kolejną ciekawostkę tego regionu. Jednak ruszający w moją stronę, szybszym krokiem byk, trochę dodał energii i sprężystości moim krokom. Nawet byłam wstanie wykonać kilka susów chroniąc się za drzewem i krzakami, jednocześnie wołając Wojtka, który z niczym nie zmąconym spokojem, i zdecydowanie mniej sprężystym krokiem, podążał sobie gdzieś za mną kilkanaście metrów.

Oczywiście dla niego sytuacja była jedynie zabawnym obrazkiem, ruszył dwa razy kijami do góry, wydając przy tym jakieś dźwięki i byk spokojnie zszedł mu z drogi, a mnie przestał bacznie obserwować..:)

Kilkaset metrów dalej dotarliśmy to punktu, w którym biegacze mogą się posilić, przed końcówką biegu. Położony był ok 5 km przed metą.

Kontynuując zejście w dół, na drodze spotkaliśmy jeszcze stado owieczek, których pilnował świetnie wyszkolony pies. Gdy owieczki oddaliły się zbyt daleko, Pasterz krótko gwizdnął i leżący obok niego pies w mgnieniu oka poderwał się i sprintem ruszył w kierunku niesfornego stada. Zafalowała cała masa białych grzbietów i grzecznie zawróciła, w odpowiednim kierunku. Niestety psa, który wyśmienicie wywiązał się ze swojego obowiązku, nawet nie poklepano po głowie w nagrodę.

Skyrace dotarł na ziemię

Nasza przygoda z 20 km trasą biegu górskiego Skyrace, ostatecznie dobiegła końca, gdy dotarliśmy na metę. Pierwsze 8-9 km trasy było dość ciężkie, w głównej mierze to wędrówka do góry. Jednak potem wytrawny biegacz, w odpowiednim obuwiu biegnie już jedynie w dół do mety.

Zapewne biegaczom, czasu przejścia nie wydłużają ciągłe przystanki na zrobienie pamiątkowego zdjęcia. Gnani adrenaliną, koncentrują się na ukończeniu biegu, pokonaniu słabości i może osiągnięciu życiowych rezultatów, jednocześnie nie dopuszczając do jakiejkolwiek kontuzji.

Maratony górskie to stan umysłu. Byłam zadowolona z tego, że chociaż w części, pokonując trasę trekkingowo mogłam wziąć udział w tym wyjątkowym wydarzeniu.

Osoby, które chciałyby się zmierzyć z trasą zapraszam na oficjalną stronę biegów.

https://www.ultratrail.it/en/

Jeśli powyższe informacje były przydatne lub dobrze Ci się czytało, to proszę udostępnij post, polub stronę na FB, obserwuj nasze poczynania na Instagramie lub podziel się spostrzeżeniami w wiadomości prywatnej. Formularz i adres email znajdują się w stopce na każdej stronie. Możesz również zostawić komentarz. Dziękuję!

Włochy, Dolomity czerwiec 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *