Niestety jadąc z powrotem, do Leh sytuacja się powtórzyła, zarówno z miejscami w aucie jak i przysypianiem kierowcy. Jedynie może samochód był troszkę większy. A droga jednak minęła bez moich dolegliwości.
Z Srinagaru musieliśmy wyjechać trochę wcześniej niż planowaliśmy. Zamiast w poniedziałek rano, to w niedziele wieczorem – Rząd Indii wydał rozporządzenie, wszyscy turyści muszą opuści Kaszmir w trybie natychmiastowym. Jak muszą to muszą.. Jak się o tym dowiedzieliśmy pisałam tutaj
Samochód z najgorszym miejscem
Właściciel naszego guest house poinformował nas, że trzy ostatnie samochody jadą do Leh i jest w nich miejsce dla nas. Ok skorzystamy. Z wyjaśnień gospodarza wynikało, że sytuacja robi się napięta i jutro możemy już nie wrócić i będą problemy. Spakowaliśmy plecaki idziemy na umówione miejsce – kierowca miał być o 18. Czekamy, nie ma, nie ma, nie ma.. Przyjechał o 19:30. I co? Ponieważ my byliśmy ostatnimi pasażerami, wszystkie dobre miejsca zostały już zajęte. Dlatego wylądowaliśmy na samym końcu. Gdy się zorientowałam, oczy zaszły mi łzami, a zaraz potem wyobraziłam sobie jak będzie wyglądała droga powrotna, a właściwie jak będzie wyglądał samochód! I ludzie przed nami, gdy będę siedziała na końcu.. Bez możliwości otwarcia okna i szybkiego opuszczenia pojazdu. Na nic zdały się wyjaśnienia, że choruję i potrzebuje innego miejsca. Nic, kropka, postanowiono, więc zajęłam swoje miejsce i pomyślałam-to nie dzieje się naprawdę, ruszyliśmy.
Tym razem to nie ja
Przed nami siedziały trzy młode dziewczyny, muzułmanki. Jak ja ich nie cierpiałam w tym momencie.. Samochód przejechał może z 10 km i zjechał na pobocze. Bęc i pierwsza dziewczyna wyskakuje z auta w wiadomym celu.. Dość szybko zaczęła i to na prostym odcinku..Pojechaliśmy dalej i bęc, kolejna, z drugiej strony… Ooo myślę – są “lepsze” ode mnie. Gdy tak czekaliśmy, aż się bidula ogarnie. Podszedł do nas kierowca i wręczał mi “emergency bottle” . Aha, znaczy przygotowany bo doświadczony w tej materii. Uprzejmie podziękowałam i nie wiem dlaczego, może ten kierowca jechał płynniej, może mniej zjadłam, ale droga powrotna do Leh upłynęła znacznie spokojniej, a butelka się nie przydała. Z dziewczynami łączyłam się w bólu.
Jedynie znów trzeba było pilnować kierowcę. Tylko, że ten ratował się jedynie częstszymi postojami i wodą . Gdy już było widno i świeciło słońce, w pewnym momencie założył okulary przeciwsłoneczne. Nie spałam, bo trudno o spokojny sen w takich warunkach, a to mnie zmroziło, – jak ja teraz zobaczę kiedy on przysypia?! Ale nadeszły chmury, zdjął okulary. I doskonale widział w lusterku, że go obserwuję. Jednak i tutaj potem trzeba było z nim rozmawiać. Zarówno tam jak i z powrotem ostatnie 50 km, było dla nich najtrudniejsze.
Bardzo mi ulżyło gdy po 14h jazdy opuściłam pojazd, ciesząc się w duchu, że i tym razem uszliśmy z życiem.
Droga powrotna -Kontrole
Jako, że Ladah to teren położony blisko Pakistanu. Bazy wojskowe są dość gęsto rozlokowane i żołnierze armii indyjskiej są widoczni. Dlatego też, stosunkowo częste są kontrole i szlabany. Pierwszą bardziej szczegółową kontrolę napotkaliśmy zaraz po wyjeździe z miasta. Drugą w Kargil, na granicy z Pakistanem, tutaj szlaban został podniesiony dopiero po tym, jak nas szczegółowo spisano z paszportu. Poza tym numer wizy, data ważności, zawód (sic!), nr telefonu!. Pytania w stylu, “Kiedy przyjechaliśmy do Indii”, “kiedy wyjeżdżamy”, “kiedy wyjeżdżamy z Kaszmiru”, “dokąd jedziemy”, “gdzie się zatrzymaliśmy”. I to nie jest tak, że z uwagi np. na nocną porę ktoś przymyka oko na to co wpisaliśmy. Nie. Wszystkie informacje, które podaliśmy, są weryfikowane z paszportem. W formularzu nie można pominąć żadnej informacji.
W drodze powrotnej gdy sytuacja w Kaszmirze była już napięta i Rząd wydał nakaz opuszczenia tego terenu, sprawdzano nas jeszcze bardziej dokładnie. Zrobiono nawet fotki paszportów i nr rejestracyjnych jeepa, którym jechaliśmy.
Na kuriozalne w tej sytuacji pytanie żołnierza, “czy czujecie się bezpiecznie?” mogliśmy udzielić tylko jednej odpowiedzi – “Yes, Yes, Yes-,” – “ok, you can go”. Przybiliśmy nawet tzw. “piąteczkę” i ruszyliśmy w dalszą drogę do Leh.
Jak w tym czasie wyglądała sytuacja w Ladah i co nas spotkało po powrocie – tutaj
O wcześniejszych perypetiach tutaj i tutaj
A sama droga w google maps, wygląda tak: