Droga na skręcie i na zakręcie- Leh-Srinagar, 434 km. 12h. Cz.1

Droga Leh Srinagar

Pokonujemy ją dwukrotnie. Po pierwszej podróży stwierdziłam, że to chyba “zamach” na moje życie. Po powrotnej, kiedy wiedziałam już tak to wygląda i jednak się zdecydowałam. Uznałam, że to moje nieuświadomione  do tej pory, myśli samobójcze…Droga, którą pokonywaliśmy, miała niewiele wspólnego z moimi o niej wyobrażeniami..

Droga publiczna i jej stan

Cała trasa, na mapie tego regionu  oznaczona jest  kolorem czerwonym.

Wynikałoby z tego, że będzie asfaltowa, jasne, że usiana serpentynami, to przecież wysokie góry, więc trzeba się z tym liczyć. Pomyłka . I w tutejszym przypadku, kolor czerwony nie gwarantuje poczucia bezpieczeństwa w postaci asfaltu i barierek na całej trasie. Co najmniej 1/2 drogi, szczególnie od Kargil leżącego na granicy z Pakistanem, to nie droga, tylko raczej wyschnięte koryto rzeki. A czasami nawet koryto z wodą, bo droga przechodzi pod wodospadami. Może, a nawet na pewno to nie islandzki Interior ale namiastka przepraw offroadowych była i tutaj.

Przez ok 100 km jadąc od strony Leh mamy trasę pokrytą równym asfaltem. Dalej też jest asfalt. Tylko, że cóż z tego, samochód  rozpędzał się do ponad 100 km/h, po czym gwałtownie hamował. Bo na drodze widniały ogromne dziury. Więc kluczyliśmy pomiędzy nimi  jakbyśmy śledzili węża albo grali w klasy.

Trochę pod lewą krawędź, za którą już tylko paralotniarz uszedłby z życiem.  Potem pod prawą krawędź, gdzie po pierwsze znajdują się rowy, a po drugie można dostać, spadającymi z górnych poziomów drogi, kamorami. Gdyby potrafiły mówić, chętnie by wykrzyknęły “trafiony!, zatopiony!”. Ewentualnie ryzykujemy bliskie spotkanie z jadącym z przeciwka i wykonującym podobne pląsy, innym pojazdem-ruch w Indiach jest lewostronny, więc jadąc tam, częściej przymykałam oczy.

Na drodze nie ma tzw. mijanek. Co oznacza, że jeśli  trafi się przeciwnik w postaci ciężarówki, a my jesteśmy po zewnętrznej, to.. To szczerze mówiąc, ja nie wiem co się działo, wolałam uważnie przyglądać się współpasażerom tudzież wpatrywać w swoje stopy..

Jak wygląda tutejszy “jeep”

Jechaliśmy tzw. jeepem, piszę “tzw”., bo definicja jeepa również odbiega od naszego wyobrażenia. Są to raczej 6 os. vany, 2 miejsca z tyłu bez otwieranego okna. A ten element bywa newralgicznym dla osób z chorobą lokomocyjną. Plus trzy miejsca w środku z oknami i jedno miejsce koło kierowcy-delux. Poza tym, wszystkie bagaże lądują na dachu, co więcej są zabezpieczane plandeką i przywiązane- przynajmniej powinny być. Przy manewrach jakie ten samochód musi wykonywać, jest to niezbędne aby ich nie zgubić. Aczkolwiek widziałam jak  zbierano z drogi walizkę.. 

Jadąc do Srinagaru, nasze auto miało podjechać o godzinie 16, było o 17, kierowca stał w korkach. Przyjechał ze swoją kobietą i jak już nas zapakował, naiwnie pomyśleliśmy, że będziemy podróżować tylko we dwójkę- nawet podróż delux!.. Ale nie, zatrzymał się na postoju taksówek i stwierdził, że musimy poczekać, jeszcze na dwóch pasażerów, jak długo? – godzinę, stoją w korkach.

Mhm. Udałam się na spacer po okolicznych straganach. Wróciłam o 18, ok, wszyscy się odliczyli, jedziemy. Już nie tak komfortowo, bo jeep pełen ale jeszcze swobodnie. . Z osobą, która nam sprzedawała ten przejazd, byliśmy umówieni na max 5 os w aucie. Każdy się wygodnie rozsiadł, przed nami 12 godzin jazdy, stan drogi jeszcze był znośny, i zajął się swoimi myślami.

Ile do “jeepa” można zapakować-niespodziewani pasażerowie

 I co? I zamiast prosto przed siebie, to nagle i nieoczekiwanie skręcamy w jakąś bardzo podrzędną uliczkę, dojeżdżamy do końca i stop. Kierowca wysiada, gdzieś znika, za chwilę wrócił i nie sam! Obok kobieta, i dodatkowo za nią jeszcze dwie osoby, z bagażami!  Oo, sobie myślę, robi się ciekawie. Szybko uznałam, że ta kobieta, – bo na nią postawiłam, że jedzie z nami,- jako, że muzułmanka, z nami nie usiądzie. Z tyłu dwóch mężczyzn, więc musi usiąść z przodu.. Ok, może nie będzie tak źle i droga minie komfortowo. Bagaże zapakowali na górę i znów gdzieś zniknęli..

Wrócili, i było ich więcej, a to co przynieśli wprawiło mnie w osłupienie. Pomyślałam, to wszystko chyba nie jedzie z nami, bo i jak, gdzie?? Pokaźny wór czegoś ciężkiego, kilkanaście pudeł, walizki, jakieś ogromne materace, kołdry. W miarę pakowania  czułam jak samochód osiada. A jednak wszystko się zmieściło – godny konkurent naszego malucha. Ok, pakowanie skończone. Pani, jak przypuszczałam usiadła z przodu, jako druga, kobieta kierowcy przesunęła się na jakieś prowizoryczne siedzenie po środku. 

I jakież było moje zdziwienie, gdy nagle otworzyły się nasze drzwi i do auta zaczął pakować się kolejny pasażer. Okazało się, że to świeżo poślubiony mąż tej pani i właśnie zabiera żonę do swojego domu, z całym jej wianem. Nasza reakcja była oczywista. ” no, no, no “. Te miejsca zarezerwowane są dla dwóch osób, a w tym momencie nas wszystkich, było już  siedmioro, bez kierowcy.

Droga ponad 400 km i perspektywa 12h w aucie, w nocy, trzy osoby na siedzeniu i generalnie jak szprotki w puszcze. Nieeee…, to nie dzieje się naprawdę. Na tym wyjeździe dość często wypowiadam to zdanie:) . Zasadniczo wszystkie osoby tego dramatu albo komedii były dla siebie bardzo miłe, życzliwe i uśmiechnięte. Nikt na nikogo nie krzyczał, nie fukał, nie wygrażał a to, że poza naszą rezerwacją pośrednik sprzedał dodatkowe miejsca.. No cóż, zdarza się wszędzie to i w Indiach może.

Czasami trzeba się poddać, żeby droga w ogóle się odbyła

Zatem kolejna godzina upłynęła nam na wzajemnych rozmowach. Wyjaśnianiu sytuacji i telefonach do pośrednika i naszego Agenta w New Delhi, że my na to się nie umawialiśmy itd. Dodatkową trudność stanowiła bariera językowa. Owszem  kierowca jak i mąż, kilka słów po angielsku rozumieli, ale to była zbyt skomplikowana materia, żebyśmy swobodnie rozmawiali.

Ostatecznie pojechaliśmy na postój taksówek. Nasz Agent uznał, że jeśli nie chcemy jechać w takim składzie, to on znajdzie nam inną taksówkę na jutro.. “- Jak na jutro? Będziemy mieli kolejny dzień opóźnienia! – No to Wasz wybór..”

Nie wiem czy bardziej byłam wściekła, czy zaskoczona, czy już było mi to obojętne.. Wakacje przecież mamy, ok, mówię, pojedziemy dzisiaj.

I pojechaliśmy. cd tutaj i tutaj

A sama droga w google maps, wygląda tak:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *