Każdy ośrodek ma ją w ofercie. My dowiedzieliśmy się o tej aktywności podczas śniadania w naszej restauracji. Właściciel po prostu chodził od stolika do stolika i proponował. Jeśli ktoś jest zdecydowany to nie należy się wahać. Wycieczka odbywa się przy minimum 5 osobach. My na nasz czekaliśmy dwa dni-tak się złożyło, że nie było chętnych. Koszt też jest różny, rozpiętość podobnie jak koszt skutera od 10 do 20$ za osobę.
Kąpiel w świecącym planktonie – o to czy ta atrakcja jest wliczona w cenę należy koniecznie dopytać. Bo sprzedawcy reklamują się niską ceną ale zapominają dodać, że plankton kosztuje dodatkowo i może się okazać, że ta niska cena już nie jest taka konkurencyjna.
W praktyce wygląda to tak, że zazwyczaj o 13 wypływa łódź z żądnymi wrażeń turystami. Obsługa naszej łodzi była jednoosobowa i był to wyjątek. Pan miał trudności z „parkowaniem” i zawsze ktoś z innej łódki musiał mu pomagać. Na pokładzie znajdował się potężnych rozmiarów głośnik, jako, że pan był sam, to akurat na mnie padło podłączenie muzyki z jego telefonu. To jest taka powszechna praktyka, każda łódź była wyposażona w nagłośnienie i podpływając np. na miejsce do snurkowania słychać było głośną muzykę, przy czym z każdego pokładu coś innego. Kakofonia dźwięków. Dla mnie był to nieciekawy pomysł i jak się okazało dla innych współpasażerów również, bo nasza muzyka dość szybko ucichła.
Snurkowanie
Pierwszy postój na snurki to miejsce niedaleko Głównego Portu koło wyspy Kaoh Toch. Byliśmy tak około godziny ale niestety rafa była zniszczona, widać było, że niektórzy nawet stają na niej. Widoczność w wodzie przy tylu kąpiących się też była bardzo słaba. Ja dość szybko zrezygnowałam z tej atrakcji. Jedynym plusem było to, że już nie żałowałam, że nie wyszło nam nurkowanie, byłaby to strata czasu.
Wędkowanie
Kolejna atrakcją miało być wędkowanie. Pan rozdał na atrapy wędek a właściwie jedynie żyłki owinięte wokół plastikowego pierścienia z przymocowanym haczykiem. Dostaliśmy kawałki ośmiornicy, którą należało nadziać na haczyk i wszystko wyrzucić za burtę. W ten sposób każdy z nas miał sobie złowić kolację.. Nie wiem jak ale udało się to jedynie naszemu sternikowi. Żaden z turystów nie był w stanie niczego złowić w ten sposób.
Long beach o zachodzie
Kolejny punkt programu do Long Beach o zachodzie słońca. Poprzedniego dnia odpoczywaliśmy tam w trakcie objazdówki skuterem teraz mogliśmy zobaczyć zachód słońca. Chociaż wydawało się, że czeka nas klasyczny zachód słońca, to jednak zachód był za chmurami. I tak zdecydowanie jak do tej pory była do najciekawsza atrakcja. Aczkolwiek trzeba było odejść spory kawałek od łodzi, z których wciąż słychać było głośną muzykę. Azjaci bardzo lubią słuchać muzyki wszędzie gdzie się pojawią. Wycieczka chociaż trochę zaczęła mi się podobać.
Grill
Gdy wróciliśmy na łódź czekał na nas grill a właściwie to co z niego zostało, bo jak się okazało tylko my poszliśmy na ląd na tak długo. Więc mogliśmy się posilić jedną ośmiorniczką, jedną rybką i kilkoma zgrillowanymi warzywami na patyku. Nie była to pożywna kolacja ale miała swój specyficzny smak.
Świecący plankton
Ostatnią atrakcją, która miałam nadzieję uratuje moje poczucie dobrze wydanych pieniędzy i uznanie wycieczki za godną polecenia, była nocna kąpiel w świecącym planktonie. Okazało się, że akurat na tę przyjemność było więcej chętnych dlatego musieliśmy po nich wrócić do naszej przystani. Dołączyła do nas dość spora grupa młodzieży i popłynęliśmy. Około 20 minut od brzegu łódź stanęła-jak się okazało było to pojęcie względne – o pływaniu wśród gwiazd tutaj.
I przyznam, że gdyby nie ten plankton, byłabym zawiedziona. Wycieczka okazałaby się stratą czasu. Nie była to wyjątkowa atrakcja, którą mogłabym polecać. Aczkolwiek na Coconut Beach nie ma zbytniego wyboru, więc z braku innych możliwości…zaryzykuj 🙂